-Cassie!....Kasandra!-wołałem, lecz odpowiadała mi głucha cisza. Zajrzałem po kolei do każdego pomieszczenia w domu, ale nie było jej. Wyszedłem na werandę. Rozejrzałem się dookoła i gdy mój wzrok napotkał dziewczynę od razu uśmiechnąłem się pod nosem. Stała na drewnianym pomoście tyłem do mnie. Miała na sobie granatową zwiewną sukienkę, w której wyglądała nieziemsko. We włosach wpiętą miała z daleka widoczną czerwoną kokardkę, która sprawiała, ze jej długie złociste włosy nie opadały jej na twarz. Stałem wpatrując się jak zaczarowany w plecy drobnej blondynki i nie mogłem się ruszyć. Od dnia gdy po raz pierwszy ją ujrzałem, wiedziałem, ze nie będzie mi obojętna. Ma w sobie coś takiego, czym przyciąga do siebie ludzi. Po prostu nie da jej się nie lubić. Do tego jest najpiękniejszą kobietą jaką w życiu widziałem.
Obróciła się w końcu w moją stronę i pomachała wesoło. Odwzajemniłem ten gest i czekałem aż do mnie podejdzie
-Wyspałeś się?-zapytała będąc już tylko parę kroków ode mnie
-I to bardzo, ale zepsułaś mój plan
-Jaki plan?-zapytała stając przede mną i uśmiechając się od ucha do ucha
-Chciałem być romantyczny i zrobić Ci śniadanie do łóżka-założyłem ręce na piersi udając naburmuszonego. Dziewczyna zaśmiała się perliście po czym odparła
-Oj nie gniewaj się. Tutaj jest tak pięknie, ze nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam wyjść rozejrzeć się. A teraz chodź zjemy razem śniadanie-cmoknęła mnie lekko w policzek stając na palcach, po czym pociągnęła za sobą do kuchni.
Nie mogłem uwierzyć, ze tak mała i na pierwszy rzut oka krucha kobieta potrafi tak dużo jeść. Pod tym względem doskonale dopasowaliśmy się do siebie. Mieliśmy prawie na wszystkie tematy odmienne zdania, jednak potrafiliśmy ze sobą rozmawiać godzinami.
Co w niej najbardziej kocham? Hmm...ciężko stwierdzić jest tego tyle...Wydaje mi się jednak, ze najbardziej podoba mi się to jak potrafi cieszyć się życiem. Mimo wielu niepowodzeń gdy się wypłacz w poduszkę, lub minie jej faza złość to podnosi się i żyje dalej jak najlepiej potrafi. Stara się z każdego dnia wyciągać jak najwięcej szczęścia. Nie jedna osoba powinna się od niej tego uczyć.
Na pierwszy rzut oka wydaje sie nieśmiała, lecz gdy się rozkręci jest szalona. Dosłownie szalona. Ma też ogromne serce i potrafi coś nadzwyczajnego; potrafi wybaczać. To cenna sztuka.
I właśnie za to wszystko ją kocham.
Jest moim promykiem słońca w deszczowy dzień.
Gdy widzę jej uśmiech i wesołe, duże oczy od razu humor mi się poprawia.
-Kochanie o czym tak myślisz?-zapytała moja dziewczyna machając mi dłonią przed oczami
-O Tobie myślę.
-I co wymyśliłeś?-zapytała unosząc zaciekawiona brew do góry
-Wymyśliłem, ze bardzo Cię kocham i zasługujesz na wiele więcej uwagi niz pare godzin dziennie. Obiecuję, ze nawet po powrocie bedziemy spedzać masę czas razem
-Właśnie takiego mi Ciebie brakowało Niall. Brakowało mi tego skromnego zwyczajnego chłopaka jakim byłeś gdy się poznaliśmy.
-Już zawsze taki będę.
-Bardzo się cieszę-uśmiechnęła się szeroko i przez stół pogładził lekko moja dłoń.
Dokończyliśmy posiłek i w wspaniałych humorach ruszyliśmy na długo spacer do lasku rozciągającego się za domkiem. Szliśmy w ciszy, co jakiś czas rzucając jakieś uwagi i trzymając się mocno za ręce.
-Gdy już skończę karierę to zamieszkamy w domku na przedmieściach i będziemy mieć trójkę dzieci, co Ty na to?-zapytałem szczerząc się jak idiota. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Gdy otwarła usta i myślałem, ze sprowadzi mnie na ziemię ta rzekła
-I do tego dwa psy
* Z perspektywy Cassie *
Poziom mojego szczęścia w tym momencie był po prostu nie do opisania. Fakt, moze nie jesteśmy razem bardzo długo, ale już zdążyłam się w nim bezgranicznie zakochać.
Jest idealny.
Nie myślałam, ze myśli o mnie tak poważnie, ze chce planować wspólną przyszłość. I to tak odległą przyszłość. Teraz mam tylko jego i chłopaków. Po ostatnim incydencie ani ojcu, ani matce juz nie zaufam. Nigdy. Potrząsnęłam głową by wyrzucić z niej te smutne myśli i w spokoju cieszyć się tym pięknym dniem. Na smutki jeszcze przyjdzie czas. Kątem oka spojrzałam na jego twarz. Miał tą dziwną minę, która mówiła, ze nad czymś poważnie sie zastanawia. Półuśmiech wskazywał, ze jest to coś przyjemnego. Układał teraz jakiś plan. Uśmiechnęłam się pod nosem przyglądając się jego twarzy. Był tak zamyślony, ze nawet nie zwracał na mnie uwagi. Przygryzłam wargę zadowolona z tego na co wpadłam. Wyczekałam odpowiedni moment i rzuciłam się na niego. Chłopak tak jak przewidziałam zachwiał się i oboje wpadliśmy do jeziorka w środku lasu, nad którego brzegiem akurat przechodziliśmy.
-Ty wariatko!-wrzasną chłopak gdy już się wynurzyliśmy-mogło na się cos stać!
-Oj zamknij się już-mruknęłam podpływając do niego i mocno wpijając się w jego słodkie i ciepłe usta. Zaskoczony Irlandczyk po chwili oddał pocałunek. Gdy już oderwaliśmy się od siebie zaczęliśmy chlapać się i bawić jak małe dzieci. To sprawiało nam tyle frajdy, ze siedzieliśmy w wodzie aż nie zaczęło się ściemniać. Cali mokrzy i zmarznięci pobiegliśmy do domku śmiejąc się i wygłupiając.
Gdy już dotarliśmy oboje wzięliśmy ciepły prysznic, przebraliśmy się i usiedliśmy w naszym ulubionym miejscu. Na kanapie przy kominku.
-Tak dzień mogę spędzać już do końca życia- mruknęłam mocniej wtulając się w chłopaka
-Tak będzie. Zobaczysz-zapewnił mnie czule całując moje włosy...
**********************************************************************************
Cześć Mordki :D
Właśnie napisałam i wstawiam, jak wam się podoba? ;D
Chcieliście trochę takiej słodkiej sielanki, więc proszę bardzo :D
Jeśli wam sie spodoba, to błagam was komentujcie. Bardzo zależy mi na waszej opinii :)
A tak wgl. to już coraz bliżej setny rozdział :P myślicie, ze czas na koniec? :D
piszcie :P
Kocham Was
Wasza Lexy